Jak wysoko sięga miłość

piątek, 13 maja 2016
data:post.title


Załóżmy, że dziś jest środa, a ja się nie spóźniłam i zamieszczam tradycyjny wpis książkowy (szczegóły na blogu Magdy klik):))) Przeczytałam wyjątkową książkę. Jest to rozmowa Beaty Sabały-Zielińskiej z Ewą Berbeką, żoną zmarłego tragicznie Maćka Berbeki, wybitnego himalaisty i niesamowitego człowieka. Przyznam się szczerze, że tą książkę kupiła moja mama, mimo tego iż to ja w naszej rodzinie mam najwięcej miłości do gór. Omijałam ten temat od momentu tragicznego wypadku w 2013 r kiedy podczas schodzenia z Broad Peak zginęło dwóch himalaistów, w tym doświadczony Maciej Berbeka. Do momentu przeczytania książki miałam pobieżną wiedzę na temat tego co właściwie zaszło tam na górze, a cała otoczka i wzajemne opluwanie się w środowisku wspinaczy skutecznie zniechęciła mnie do zgłębiania tematu. Jedyne było pewne, zginęli ludzie. I z tej przyczyny bałam się trochę tej książki, obawiałam się, że będzie to kolejna powtórka z rozrywki. Jakże się myliłam! Kartka po kartce poznajemy po kolei historię poznania tej pary, miłości i potem prozy życia również. I jak w każdym przypadku, gdy mamy możliwość przyjrzenia się, niczym przez dziurkę od klucza, co tam dzieje się u sąsiadów, nie mogłam oderwać się od lektury.  Pani Ewa z pasją równą swojemu mężowi, opowiada o wszystkich tych niesamowitych historiach, o życiu w ciągłym strachu, o kilkumiesięcznych rozłąkach, wreszcie o tym jak i czy można pogodzić pasję z prowadzeniem domu, wychowaniem dzieci i czy ta pasja bardziej przeszkadza, dusi, obezwładnia a może dodaje skrzydeł. Sama mam wiele pasji, jestem też żoną człowieka z pasją. Całkowicie rozumiem i bardzo identyfikowałam się z wypowiedziami i poglądami pani Ewy, chociaż w moim przypadku sama co najwyżej ukłuję się drutem i raz zdarzyło mi się zaplątać w nitki, raz miałam poważny upadek z roweru, od tamtej pory bardzo ostrożnie zjeżdżam z górek,  Małżonek wprawdzie bierze udział w maratonach (sam poradził mi, że wolałby gdybym nie starowała, chociaż jakoś szczególnie się nie wyrywałam), ale nigdy nie miałam świadomości, że może z jazdy nie wrócić i nigdy nie ograniczałam go, ani nie robiłam wymówek, wręcz przeciwnie, wzajemnie się wspieramy, trochę mobilizujemy, nawet rywalizujemy, bo najszczęśliwsi jesteśmy na rowerze, ja jeszcze jakbym miała druty i była w górach to już raj:)) Także na nasuwające się pytania: po co oni się wspinają, po kiego grzyba leźć tak wysoko w zimę, przecież mają rodziny, nie myślą o nich? i na setki podobnych, nie obruszam się, nie krytykuję, nie oceniam - rozumiem. Autentycznie, prawdziwie  rozumiem. Pani Ewa też to rozumiała, a pan Maciej był szczęściarzem. Pasjonująca lektura, nie tylko dla miłośników gór. Polecam bardzo!


Poza tym niestety porażka! Mój piękny sweterek, a był to Still Light, po pierwszych konkretnych przymiarkach ląduje w koszyku z zaczętymi i odłożonymi oraz nigdy nieskończonymi pracami:( 


Zrobiłam już go naprawdę całkiem sporo, postanowiłam najpierw zrobić kieszenie, ze względu na znikomą ilość nitki w głównym kolorze, a i tak troszkę kombinowałam, wzorując się na Kasi (klik) 





Moje kieszenie są od połowy w innym kolorze. Powiem szczerze, że nie czuję się komfortowo w takim modelu, góra wyszła zdecydowanie za bardzo obcisła, natomiast kieszenie dodają mi dodatkowych kilogramów w okolicy już i tak obfitej talii, wszystko to sprawia, że nie czuję się w tym dobrze i niestety z wielkim żalem odkładam na później. Zobaczę jeszcze co z tym zrobię, najlepiej byłoby zgubić gdzieś te 15 nadprogramowych kilogramów, wtedy tunika pewnie podobałaby się bardzo, albo spruję kieszenie i zrobię bez, zobaczę jeszcze. Na dzień dzisiejszy straciłam do niej serce:( Chociaż karczek podoba mi się okrutnie. 

Poza tym udało nam się szczęśliwie dziś zrobić zdjęcia, oczywiście z lekkim poślizgiem, brązowemu sweterkowi, który się przewijał tu i ówdzie na blogu.  Było majowo, kwieciście, trochę nerwowo, ale ważne, że są. Teraz tylko jeszcze potrzeba mi troszeczkę czasu, by to wszystko uporządkować, poczekacie?

Pozdrawiam Was bardo serdecznie:)

Wiola








25 komentarzy

  1. Szkoda tuniki, piekny zakard Ci wyszedl... Zostaw na pare lat, dziecieciu sie spodoba, za chwile dorosnie do tego. Lub spruj dol i zrob oversize sweterek dla dziecka, bo tego karczka naprawde szkoda byloby nie wykorzystac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeszcze jedno rozwiązanie, dokończenie, powieszenie w widocznym miejscu, najlepiej w okolicy lodówki, chlebaka, ewentualnie szafeczki ze słodyczami i ćwiczenie siły woli:))) Taki sweterkowy motywator:) Dziękuję i pozdrawiam:))

      Usuń
  2. Książkę zapisałam - czasami tak bywa, tylko pracy szkoda ! Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście szybko mi złość przechodzi, spalam się przy tym okrutnie, ale już jest ok:))) Coś na pewno wymyślę:)) Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Ślicznie ta tuniczka się zapowiadała,szkoda, że nie leży jak trzeba.
    Pasję taternictwa rozumiem umiarkowanie. Bardzo lubię góry, ale mam lęk wysokości i jak tylko zaczyna być ciut niebezpiecznie,ogarnia mnie panika. Na pewno nie łatwo połączyć pasję z codziennością, szczególnie jak jest tak czasochłonna i niebezpieczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ona na Ciebie byłaby w sam raz:))) Ja góry kocham bezgranicznie i bezwarunkowo, niestety przy pierwszej okazji zdobywania mojego pierwszego dwutysięcznika, okazało się, że mam taki ogromny lęk wysokości, że na krótką chwilę zablokowałam szlak, oczywiście nie przeszkodziło mi to w zdobyciu po kilku dniach Kościelca, ale przecież trzeba się z czymś zmierzać i pokonywać swoje lęki:) Dziś po ponad dwudziestu latach stwierdzam, że ja lubię mieć grunt pod nogami, nie dla mnie wspinaczka, a góry można kochać i poznawać niekoniecznie wspinając się, ważna jest też grupa z którą się idzie, mnie mobilizowali do pokonania lęku i dałam radę:)) Chociaż panikę siałam jak nikt:))) Jednak sama nie dałaby rady, zawróciłabym co i nie raz tak było:))) Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Pięknie się zapowiada ta tunika! ale rzeczywiście jest to fason nie dla wszystkich. Może faktycznie będzie jednak lepiej bez kieszonek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula, też tak myślę:) Kieszenie na bank idą do sprucia, no chyba, że motywacyjna metoda z odpowiedzi na pierwszy komentarz zadziała:)

      Usuń
  5. Pięknie opowiadasz o tej książce :)
    A co do sweterka... Nie poddawaj sie, radość z gotowego swetra spowoduje, ze szybko zapimnisz o trudnosciach podczas dziergania. Trzymam Kciuki za skonczony projekt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ilona, dziękuję:) Na razie, sweter leży podpadnięty w koszyku a ja nie zaszczycam go wzrokiem, jak przejdzie mi złość, pomyślę:))

      Usuń
  6. Piękne zdjęcia. To pewnie też pasja☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Tak to nasza pasja, na którą trochę brak nam czasu:)))

      Usuń
  7. A mnie bardzo podoba się pomysł z kieszeniami... fantastycznie to wygląda na pierwszym zdjęciu.
    Ważne jest, żebyś Ty się dobrze czuła w swoim sweterku i wierzę w Ciebie, że wymyślisz coś ciekawego.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, niestety jestem krytycznie nastawiona do swego wyglądu i sama jestem swoim największym krytykiem, przeważnie jestem pogodzona z tym jak wyglądam, ale ten fason naprawdę jest zdecydowanie nie na moją figurę, spruję kieszenie i zastanowię się co z tym dalej:) Dziękuję i pozdrawiam:)

      Usuń
  8. Don`t give up śpiewała jedna pani z panem. Zaśpiewałabym i ja ale mam za słabiutki głosik ;) Pruj kieszenie jeśli to co pomoże i dziergaj dalej!

    OdpowiedzUsuń
  9. pewnie:) bo kto nie chciałby obejrzeć Twoich prac w tak pieknych okolicznościach...jakże poetyckie te ujęcia:)
    szkoda tylko tuniki...choć ja to już bym ja miała w kłębkach;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć raptus jestem straszliwy i do tego impulsywny, to ogrom pracy jaki włożyłam w to wdzianko powstrzymał mnie skutecznie przed ostatecznym unicestwieniem:) Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy i tunika znajdzie gdzieś swoje plecy na ziemi:) Dziękuję i pozdrawiam:)))

      Usuń
  10. Szkoda tuniki, bo jest piękna i muszę powiedzieć, że wygodna. Piękne kolory wybrałaś. Szkoda.
    Ja, czytałam książkę Jacka Hugo-Badera o wyprawie na Broad Peak. Ciężko jest czytać o wyprawie, która zakończyła się tak tragicznie. Z chęcią przeczytam opowieść o ludziach, którzy kochali góry, a przede wszystkim siebie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym miała Twoją sylwetkę też piałabym z zachwytu, szczęściaro:)Uwielbiam książki z serii literatury faktu, Długi film o miłości też za mną chodzi, jeszcze wszystko przede mną:) Pozdrawiam:)

      Usuń
  11. takie książki, mimo trudnej, a często tragicznej treści, są piękne w swoisty sposób. pokazują ludzi, ich prawdziwe ja, życie, uczucia(choc oczywiście na tyle, na ile zainteresowany pozwolił).
    szkoda sweterka, ale trzymajmy się tego, że do niego wrócisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo pięknie to ujęłaś, lektura mimo wiszącej w powietrzu tragedii, przyniosła mi wiele wspaniałych momentów, okraszonej masą śmiesznych historii, naprawdę postać tej kobiety bardzo mi zaimponowała, sweterek może szczęśliwie znajdzie swego właściciela:))

      Usuń
  12. Już nie mogę doczekać się zdjęć brązowego sweterka, wrzuciłaś ciekawą zajawkę :) Mnie też podoba się wzór tej tuniki ale sobie takiej nie zrobię, bo jednak te odstające kieszenie dodają kilka kilo (lub cm ;)). Po co mam sobie robić ku, ku :) Generalnie uważam, że sukienki z dzianiny są trudne, naprawdę musi być dobry fason aby fajnie w tym wyglądać. Skończ ją dla córki i już :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje pięcioletnie dziewiarskie doświadczenie właśnie się wykrystalizowało i już wiem czego unikać, a w czym najlepiej się czuję, kieszeni powinnam strzec się jak ognia, ale pewnie jeszcze nie jedna porażka przede mną:) NIeoczekiwanie przyszedł również pomysł co ze sweterkiem zrobić:))

      Usuń
  13. Oj coś ta tunika nie idzie... Mi idzie powili, strasznie mi się podoba, bo fason akurat mój, ale dziubania jak na takiego niewprawionego dziubaka jak ja, dużo :) Twoja zapowiada się wspaniale, widziałam przecież na żywo..., szkoda żeby takie cudo leżało samotne i to jeszcze niedokończone...

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakże rozumiem i Ciebie i bohaterkę książki! Mój mąż od roku jest zapalony jeźdźcem konnym, i chociaż ja mam do koni wielki uraz (moja koleżanka z pracy spadła z konia, on na nią nadepnął i zginęła na miejscu, wypadek-przypadek...), to nie zabraniałam mu zacząć i rozwijać tę pasję, bo wiem, że kocham go między innymi za to, że podąża za swoimi pasjami. *^o^*
    Still Light to specyficzny kształt tuniki, najbardziej chyba pasuje takim kreseczkom jak Kasia. ^^*~~ Spożytkuj włóczkę na coś innego, co będzie kochane i noszone!

    OdpowiedzUsuń